Jorge
Słyszę szmery. Coś sie dzieje. Chyba ktoś mnie szturcha. Ktoś mówi. Prawdopodobnie mnie podnoszą. Dlaczego? Co się dzieje? Dlaczego nie moge otworzyć oczu? Przecież walnąłem tego gościa, on mi oddał i....co? Nie pamiętam. Nie mogę nic powiedzieć, nie mogę ruszyć ręką, nogą, niczym. Co się dzieje? Pomocy!
Kładą mnie na coś. Podnoszą i do czegoś wkładają. Kostnica? Nie, wokół są ludzie. Jestem aż tak pijany? Mam halucynacje? O co chodzi? Słysze głośny trzask, jakby ktoś zamykał drzwi.
- Dobra jedziemy! Szybko bo sie nam wykrwawi!
Kto sie wykrwawi? Gdzie ja jestem? Gdzie ja jade? Gdzie jest Tini i reszta? Co sie ze mną dzieje? Wszystko mnie boli, nie moge nic zrobić.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - słysze słodki głos. Kto jest obok mnie?
Nagle ktoś mną rusza i wyciąga z tego pomieszczenia gdzie byłem. Jade na czymś. Czyżby nosze? Jade do szpitala? Ale co sie stało?
Słyszę szmery. Coś sie dzieje. Chyba ktoś mnie szturcha. Ktoś mówi. Prawdopodobnie mnie podnoszą. Dlaczego? Co się dzieje? Dlaczego nie moge otworzyć oczu? Przecież walnąłem tego gościa, on mi oddał i....co? Nie pamiętam. Nie mogę nic powiedzieć, nie mogę ruszyć ręką, nogą, niczym. Co się dzieje? Pomocy!
Kładą mnie na coś. Podnoszą i do czegoś wkładają. Kostnica? Nie, wokół są ludzie. Jestem aż tak pijany? Mam halucynacje? O co chodzi? Słysze głośny trzask, jakby ktoś zamykał drzwi.
- Dobra jedziemy! Szybko bo sie nam wykrwawi!
Kto sie wykrwawi? Gdzie ja jestem? Gdzie ja jade? Gdzie jest Tini i reszta? Co sie ze mną dzieje? Wszystko mnie boli, nie moge nic zrobić.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - słysze słodki głos. Kto jest obok mnie?
Nagle ktoś mną rusza i wyciąga z tego pomieszczenia gdzie byłem. Jade na czymś. Czyżby nosze? Jade do szpitala? Ale co sie stało?
Tini
Widziałam jak karetka odjeżdża. Nie mogłam z nimi jechać bo nie jestem jego rodziną. Mam nadzieje, że nic mu sie nie stało.
- No i co mała? Twój kochaś pojechał - powiedział chłopak który bił się z Jorge.
- Zamknij się debilu, to ty go popchnąłeś na ten pręt! To twoja wina! - krzyknęłam i dałam mu z liścia.
- Łooo! Mocny cios Tinka - powiedział Diego - A teraz chodźccie do hotelu, stamtąd zadzwonimy do szpitala.
Szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę hotelu. Bałam się co się stało z Jorge. A jeżeli to coś poważnego? A jeżeli z tego nie wyjdzie? Nie! Nie moge tak myśleć! Wszystko będzie dobrze! Przecież da się z tego wyjść. On musi wyzdrowieć! Ale...on był nieprzytomny, nie ruszal sie,nie reagował na nic. I strasznie krwawił...Boże! To musi być coś poważnego! A my tak spokojnie idziemy do hotelu!
-Ruszcie się no! Przecież on leży nieprzytomny w szpitalu! Nie wiadomo co z nim jest! Ruszcie sie do cholery! - powiedziałam wyprzedzających ich.
Szłam, a nawet biegłam do hotelu jak najszybciej potrafiłam. Wpadłam do holu i ruszyłam do windy. Ledwo co weszłam, nacisnęłam guzik, a reszta dobiegła do mnie zdyszana.
- Jak ty sz..szybko biegasz - powiedział zdyszany Rugg.
Pojechaliśmy na góre i weszliśmy do pokoju chłopaków.
- Dobra, to ja zadzwonie do szpitala jako najlepszy, najdroższy i przepiękny przyjaciel Jorge - Rugg podszedł do telefonu w pokoju.
- Chyba najtańszy... - zachichotała Cande.
- Wy sobie żarty robicie, a on jest w szpitalu. Dzwoń!! - krzyknęłam na Rugga.
Zrobił smutną minę i wpisał numer. Przyłożył telefon do ucha. Wszyscy patrzyliśmy na niego w ciszy.
- Halo? Dzień dobry, czy jest może w waszym szpitalu Jorge Blanco? Nie, nie jestem fanem, nazywam się Ruggero Pasquarelli i jestem jego przyjacielem. Dzisiaj, przed chwilą zabrała go karetka. Czy wie pani co znim? Tak. Dobrze. Kiedy? Oczywiście. Dziękuje, do widzenia.
Rugg odłożył telefon i obrócił się w naszą stronę. Z jego miny nie dało się wyczytać co się stało. Stał i patrzył na nas.
- No mów!! Co tak stoisz! - krzyknęłam.
- Spokojnie Tini, nie denerwuj się. Przywieziono go do tego szpitala. Jeszcze nie wiadomo co z nim, jest na...na sali operacyjnej. Recepcjonistka powiedziała żebym przyszedł jutro do szpitala. Może będzie więcej coś wiadomo. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Dziewczyny, możecie zostać tutaj na noc jeżeli chcecie.
- Dzięki Rugg, ale mamy pokój niedaleko. Trafimy. - powiedziała Cande - Chodź Tini, nic już dzisiaj nie poradzimy. Jutro się dowiemy więcej.
Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi. Kiedy wyszlismy na korytarz pożegnałam się z Cande i weszłam do swojego pokoju. Siedziała w nim już Mechi.
- Cześć Tinita, jak tam u ciebie? Czemu masz smutną minę?
Opowiedziałam jej całą historie. Chyba ją troche sszokowała, bo siedziała z otwartą buzią.
- Tak mi przykro...ale on wyjdzie z tego, zobaczysz! Jutro tam pojedziemy i wszystkiego sie dowiemy! Ale jak to możliwe, że on sie o ten pręt uderzył? Czym uderzył?
- Głową i ramieniem. W okół było dużo krwi...nie chce opowiadać tego znowu. To za dużo emocji...ide się wykąpać i spać.
Wstałam i ruszyłam do łazienki. Gdy się umyłam, ogarnęłam troche ciuchy i położyłam się do łóżka. Jak ja mam tu zasnąć skoro on leży nieprzytomny w szpitalu? A może jeszcze na sali operacyjnej? A może on już się ocknął i wie co się stało? A może stracił pamięć i nie wie kim jest? A może coś ma z kręgosłupem? Tinka jak tak możesz myśleć! Ogarnij sie! Wszystko będzie z nim w porządku! Wyzdrowieje i za kilka dni będzie razem z nami tańczył na scenie. A najgorsze jest to,że to przeze mnie...on mnie chciał obronić. Był taki męski i cudowny za razem...ale to wszystko moja wina! Gdyby ten gościu się nie przyczepił do mnie to nic by się nie stało. Sama bym mogła go jakoś przepędzić. Dałabym mu z liścia, kopła w czułe miejsce i byłoby po sprawie. A tak to mój kochany Jorge ... znacz NASZ kochany Jorge leży w szpitalu. Musze jakoś zasnąć. Jest już po 02:00 a wstaje za 6 godzin. Dam rade, zasne.
Widziałam jak karetka odjeżdża. Nie mogłam z nimi jechać bo nie jestem jego rodziną. Mam nadzieje, że nic mu sie nie stało.
- No i co mała? Twój kochaś pojechał - powiedział chłopak który bił się z Jorge.
- Zamknij się debilu, to ty go popchnąłeś na ten pręt! To twoja wina! - krzyknęłam i dałam mu z liścia.
- Łooo! Mocny cios Tinka - powiedział Diego - A teraz chodźccie do hotelu, stamtąd zadzwonimy do szpitala.
Szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę hotelu. Bałam się co się stało z Jorge. A jeżeli to coś poważnego? A jeżeli z tego nie wyjdzie? Nie! Nie moge tak myśleć! Wszystko będzie dobrze! Przecież da się z tego wyjść. On musi wyzdrowieć! Ale...on był nieprzytomny, nie ruszal sie,nie reagował na nic. I strasznie krwawił...Boże! To musi być coś poważnego! A my tak spokojnie idziemy do hotelu!
-Ruszcie się no! Przecież on leży nieprzytomny w szpitalu! Nie wiadomo co z nim jest! Ruszcie sie do cholery! - powiedziałam wyprzedzających ich.
Szłam, a nawet biegłam do hotelu jak najszybciej potrafiłam. Wpadłam do holu i ruszyłam do windy. Ledwo co weszłam, nacisnęłam guzik, a reszta dobiegła do mnie zdyszana.
- Jak ty sz..szybko biegasz - powiedział zdyszany Rugg.
Pojechaliśmy na góre i weszliśmy do pokoju chłopaków.
- Dobra, to ja zadzwonie do szpitala jako najlepszy, najdroższy i przepiękny przyjaciel Jorge - Rugg podszedł do telefonu w pokoju.
- Chyba najtańszy... - zachichotała Cande.
- Wy sobie żarty robicie, a on jest w szpitalu. Dzwoń!! - krzyknęłam na Rugga.
Zrobił smutną minę i wpisał numer. Przyłożył telefon do ucha. Wszyscy patrzyliśmy na niego w ciszy.
- Halo? Dzień dobry, czy jest może w waszym szpitalu Jorge Blanco? Nie, nie jestem fanem, nazywam się Ruggero Pasquarelli i jestem jego przyjacielem. Dzisiaj, przed chwilą zabrała go karetka. Czy wie pani co znim? Tak. Dobrze. Kiedy? Oczywiście. Dziękuje, do widzenia.
Rugg odłożył telefon i obrócił się w naszą stronę. Z jego miny nie dało się wyczytać co się stało. Stał i patrzył na nas.
- No mów!! Co tak stoisz! - krzyknęłam.
- Spokojnie Tini, nie denerwuj się. Przywieziono go do tego szpitala. Jeszcze nie wiadomo co z nim, jest na...na sali operacyjnej. Recepcjonistka powiedziała żebym przyszedł jutro do szpitala. Może będzie więcej coś wiadomo. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Dziewczyny, możecie zostać tutaj na noc jeżeli chcecie.
- Dzięki Rugg, ale mamy pokój niedaleko. Trafimy. - powiedziała Cande - Chodź Tini, nic już dzisiaj nie poradzimy. Jutro się dowiemy więcej.
Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi. Kiedy wyszlismy na korytarz pożegnałam się z Cande i weszłam do swojego pokoju. Siedziała w nim już Mechi.
- Cześć Tinita, jak tam u ciebie? Czemu masz smutną minę?
Opowiedziałam jej całą historie. Chyba ją troche sszokowała, bo siedziała z otwartą buzią.
- Tak mi przykro...ale on wyjdzie z tego, zobaczysz! Jutro tam pojedziemy i wszystkiego sie dowiemy! Ale jak to możliwe, że on sie o ten pręt uderzył? Czym uderzył?
- Głową i ramieniem. W okół było dużo krwi...nie chce opowiadać tego znowu. To za dużo emocji...ide się wykąpać i spać.
Wstałam i ruszyłam do łazienki. Gdy się umyłam, ogarnęłam troche ciuchy i położyłam się do łóżka. Jak ja mam tu zasnąć skoro on leży nieprzytomny w szpitalu? A może jeszcze na sali operacyjnej? A może on już się ocknął i wie co się stało? A może stracił pamięć i nie wie kim jest? A może coś ma z kręgosłupem? Tinka jak tak możesz myśleć! Ogarnij sie! Wszystko będzie z nim w porządku! Wyzdrowieje i za kilka dni będzie razem z nami tańczył na scenie. A najgorsze jest to,że to przeze mnie...on mnie chciał obronić. Był taki męski i cudowny za razem...ale to wszystko moja wina! Gdyby ten gościu się nie przyczepił do mnie to nic by się nie stało. Sama bym mogła go jakoś przepędzić. Dałabym mu z liścia, kopła w czułe miejsce i byłoby po sprawie. A tak to mój kochany Jorge ... znacz NASZ kochany Jorge leży w szpitalu. Musze jakoś zasnąć. Jest już po 02:00 a wstaje za 6 godzin. Dam rade, zasne.
*Rano*
Wstałam jak zombie. Miałam podkrążone oczy i prawie się czołgałam. Cudem doszłam do szafy i wybrałam ciuchy. Usiadłam przy toaletce i ogarnęłam troche twarz, żebym nie straszyła za bardzo na ulicy. Mechi była gotowa już od paru minut i czekała na mnie. Wyszłyśmy z pokoju i zobaczyliśmy, że wszyscy czekają. Ruszyliśmy w stronę windy, a potem do samochodów. Do szpitala dojechaliśmy pare minut później. Na szczęście fanów nigdzie nie było. Weszliśmy spokojnym krokiem do szpitala i skierowaliśmy się do recepcji.
- Dzień dobry, nazywam sie Ruggero Pasquarelli. Dzowniłem tutaj wczoraj w sprawie pacjenta Jorge Blanco. Czy wiadomo już co z nim?
- Prosze usiąść w poczekalni, zaraz do Państwa przyjdę.
Młoda pielęgniarka skierowała się w stronę drzwi z napisem "Oddział specjalny". Dlaczego "Specjalny"? Jest aż tak źle? Nie możliwe. Zaraz się wszystkiego dowiemy.
Usiedliśmy na kolorowych krzesełkach i czekaliśmy aż ktoś do nas podejdzie. Ta poczekalnia nie była w cale taka ponura. Kolorwe krzesła, tablice korkowe z różnymi rysunkami i napisami jak poprawnie wykonać pierwszą pomoc. Wszystko pasowało do siebie. No...oprócz moich ubrań. Byłam tak zaspana i nieprzytomna, że nie wiedziałam co ubieram. Z resztą nie tylko ja. Cande, która zawsze ma wszystko dobrane,również była ubrana w pierwsze lepsze ciuchy. Nie żebym ją obrażała czy coś, ale kto w takim momencie będzie zwracał uwagę na ubiór? Wydaje mi się, że nikt.
Nie wiem jak długo tam siedzieliśmy, ale ja już prawie zasypiałam. Oparłam głowę o ramię Facu i zamknęłam oczy. Wyobrażałam sobie jak to było wspaniale kiedy Jorge był obok mnie. Kiedy zatrzasnęliśmy się w windzie, jak wyskoczyła na niego wiewiórka, kiedy świetnie bawiliśmy się na planie. I to wszystko miałoby się skończyć? Nie! On wyzdrowieje! Wszystko bedzie dobrze!
- Ekhem - usłyszałam nagle. Otworzyłam oczy. Wszyscy zasnęli. Jak widać nie poszli wcześnie spać.
Osobą która chrząknęła była pielęgniarka. Ta sama z którą rozmawialiśmy niedawno.
- Czy już coś wiadomo? -spytałam.
- Tak. Jest już po operacji, jego stan jest stabilny,ale ciężki. Może wejść do niego jedna osoba.
- To może ja wejde. Reszta niech sobie pośpi jeszcze chwile - powiedziałam i ruszyłam na pielęgniarką która mnie poprowadziła do sali w której leży Jorge.
"Jego stan jest stabilny, ale ciężki. " te słowa ciągle brzmiały mi w głowie. Jest stabilny czyli wszystko ok, ale jest ciężki czyli...czyli właściwie co? Już nic nie rozumiem.
- Oto ta sala. Ale niech Pani będzie tam krótko. Jedynie 5 minut. - zwróciła się do mnie pielęgniarka.
Chwyciłam za klamke. Wejść? Czy nie? Czego ja sie boje? Zobaczyć go w takim stanie? Sama nie wiem.
Weszłam. Jorge leżał nieprzytomny i przypięty do kilkunastu rurek na białym łóżku. Podeszłam bliżej. Miał bladą twarz,a usta sine. Nie było nigdzie krwi. Co chwile jakies urządzenie piszczało co oznaczało, że wszystko jest w porządku. Chyba. Wzięłam białe krzesełko i usiadłam obok niego. Jorge był taki bezbronny teraz. Nic nie mógł zrobić. Nie mógł mnie przytulić, dotknąć, pocałować ani nic. To jest okropne!
Chwyciłam go za dłoń. Była lodowata. To niepodobne do niego. Jorge ma zawsze ciepłe i silne dłonie, którymi ogrzewa moje zmarznięte palce. Teraz tego nie zrobi. Dlaczego tak się stało?! Dlaczego?!
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Nie mogłam tego już powstrzymać. Mój kochany Jorge leży bez życia tutaj!
- Jorge wracaj...błagam cie wracaj...- mówiłam przez łzy, wziąż trzymając jego rękę - Nigdy cię nie zostawie. Nigdy!
Położyłam głowe na jego ręcę. To nic nie da. On mnie nie słyszy.
Nagle coś zaczęło szybciej piszczeć. Co się dzieje? Dlaczego to tak głośno i szybko piszczy?
Do sali wbiegli lekarze.
- Proszę stąd wyjść - powiedział do mnie jakiś wysoki i masywny mężczyzna w białym ubraniu - Proszę natychmiast wyjść!
- Ale co się dzieje?!
- Nie czas na pytania - zwrócił się do mnie i wypchnął za drzwi.
Co się dzieje? Dlaczego oni tak biegają koło niego? Coś przypinają i odpinają. Jorge!!!
Wstałam jak zombie. Miałam podkrążone oczy i prawie się czołgałam. Cudem doszłam do szafy i wybrałam ciuchy. Usiadłam przy toaletce i ogarnęłam troche twarz, żebym nie straszyła za bardzo na ulicy. Mechi była gotowa już od paru minut i czekała na mnie. Wyszłyśmy z pokoju i zobaczyliśmy, że wszyscy czekają. Ruszyliśmy w stronę windy, a potem do samochodów. Do szpitala dojechaliśmy pare minut później. Na szczęście fanów nigdzie nie było. Weszliśmy spokojnym krokiem do szpitala i skierowaliśmy się do recepcji.
- Dzień dobry, nazywam sie Ruggero Pasquarelli. Dzowniłem tutaj wczoraj w sprawie pacjenta Jorge Blanco. Czy wiadomo już co z nim?
- Prosze usiąść w poczekalni, zaraz do Państwa przyjdę.
Młoda pielęgniarka skierowała się w stronę drzwi z napisem "Oddział specjalny". Dlaczego "Specjalny"? Jest aż tak źle? Nie możliwe. Zaraz się wszystkiego dowiemy.
Usiedliśmy na kolorowych krzesełkach i czekaliśmy aż ktoś do nas podejdzie. Ta poczekalnia nie była w cale taka ponura. Kolorwe krzesła, tablice korkowe z różnymi rysunkami i napisami jak poprawnie wykonać pierwszą pomoc. Wszystko pasowało do siebie. No...oprócz moich ubrań. Byłam tak zaspana i nieprzytomna, że nie wiedziałam co ubieram. Z resztą nie tylko ja. Cande, która zawsze ma wszystko dobrane,również była ubrana w pierwsze lepsze ciuchy. Nie żebym ją obrażała czy coś, ale kto w takim momencie będzie zwracał uwagę na ubiór? Wydaje mi się, że nikt.
Nie wiem jak długo tam siedzieliśmy, ale ja już prawie zasypiałam. Oparłam głowę o ramię Facu i zamknęłam oczy. Wyobrażałam sobie jak to było wspaniale kiedy Jorge był obok mnie. Kiedy zatrzasnęliśmy się w windzie, jak wyskoczyła na niego wiewiórka, kiedy świetnie bawiliśmy się na planie. I to wszystko miałoby się skończyć? Nie! On wyzdrowieje! Wszystko bedzie dobrze!
- Ekhem - usłyszałam nagle. Otworzyłam oczy. Wszyscy zasnęli. Jak widać nie poszli wcześnie spać.
Osobą która chrząknęła była pielęgniarka. Ta sama z którą rozmawialiśmy niedawno.
- Czy już coś wiadomo? -spytałam.
- Tak. Jest już po operacji, jego stan jest stabilny,ale ciężki. Może wejść do niego jedna osoba.
- To może ja wejde. Reszta niech sobie pośpi jeszcze chwile - powiedziałam i ruszyłam na pielęgniarką która mnie poprowadziła do sali w której leży Jorge.
"Jego stan jest stabilny, ale ciężki. " te słowa ciągle brzmiały mi w głowie. Jest stabilny czyli wszystko ok, ale jest ciężki czyli...czyli właściwie co? Już nic nie rozumiem.
- Oto ta sala. Ale niech Pani będzie tam krótko. Jedynie 5 minut. - zwróciła się do mnie pielęgniarka.
Chwyciłam za klamke. Wejść? Czy nie? Czego ja sie boje? Zobaczyć go w takim stanie? Sama nie wiem.
Weszłam. Jorge leżał nieprzytomny i przypięty do kilkunastu rurek na białym łóżku. Podeszłam bliżej. Miał bladą twarz,a usta sine. Nie było nigdzie krwi. Co chwile jakies urządzenie piszczało co oznaczało, że wszystko jest w porządku. Chyba. Wzięłam białe krzesełko i usiadłam obok niego. Jorge był taki bezbronny teraz. Nic nie mógł zrobić. Nie mógł mnie przytulić, dotknąć, pocałować ani nic. To jest okropne!
Chwyciłam go za dłoń. Była lodowata. To niepodobne do niego. Jorge ma zawsze ciepłe i silne dłonie, którymi ogrzewa moje zmarznięte palce. Teraz tego nie zrobi. Dlaczego tak się stało?! Dlaczego?!
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Nie mogłam tego już powstrzymać. Mój kochany Jorge leży bez życia tutaj!
- Jorge wracaj...błagam cie wracaj...- mówiłam przez łzy, wziąż trzymając jego rękę - Nigdy cię nie zostawie. Nigdy!
Położyłam głowe na jego ręcę. To nic nie da. On mnie nie słyszy.
Nagle coś zaczęło szybciej piszczeć. Co się dzieje? Dlaczego to tak głośno i szybko piszczy?
Do sali wbiegli lekarze.
- Proszę stąd wyjść - powiedział do mnie jakiś wysoki i masywny mężczyzna w białym ubraniu - Proszę natychmiast wyjść!
- Ale co się dzieje?!
- Nie czas na pytania - zwrócił się do mnie i wypchnął za drzwi.
Co się dzieje? Dlaczego oni tak biegają koło niego? Coś przypinają i odpinają. Jorge!!!
- -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I oto jest! Wiem że bardzo długo nie było rozdziału, wybaczcie mi to.
Ci co byli na asku może już wiedzą czemu nie pisałam, ale tutaj to również napisze.
Jak wiecie pojechałam nad morze i myślałam, że tam napisze coś dla was. Niestety byłam w błędzie. Wifi meega muliło i ledwo co działalo na messengera i aska. Nawet nie wiem czy dałabym rade coś napisać bo te upały po prostu zabijały jakiekolwiek chęci do wstania z łóżka.
Mam nadzieje, że mi wybaczycie tak długą nieobecność i że ktoś tu w ogóle został.
Dziękuje bardzo tym którzy dotrwali do tego momentu i jeszcze nie odechciało wam się czytania tych wypocin :D ❤
Czekam na wsze komentarze, co sądzicie o rozdziale i zapraszam na aska, gdzie odpowiem wam na każde pytanie jakie macie :3
Ask : http://ask.fm/jortiniplforever
Gdyby link nie działał to nazwa : jortiniplforever
I oto jest! Wiem że bardzo długo nie było rozdziału, wybaczcie mi to.
Ci co byli na asku może już wiedzą czemu nie pisałam, ale tutaj to również napisze.
Jak wiecie pojechałam nad morze i myślałam, że tam napisze coś dla was. Niestety byłam w błędzie. Wifi meega muliło i ledwo co działalo na messengera i aska. Nawet nie wiem czy dałabym rade coś napisać bo te upały po prostu zabijały jakiekolwiek chęci do wstania z łóżka.
Mam nadzieje, że mi wybaczycie tak długą nieobecność i że ktoś tu w ogóle został.
Dziękuje bardzo tym którzy dotrwali do tego momentu i jeszcze nie odechciało wam się czytania tych wypocin :D ❤
Czekam na wsze komentarze, co sądzicie o rozdziale i zapraszam na aska, gdzie odpowiem wam na każde pytanie jakie macie :3
Ask : http://ask.fm/jortiniplforever
Gdyby link nie działał to nazwa : jortiniplforever
Komentujesz = Motywujesz