Translate

sobota, 23 maja 2015

Rodział 5

Stephie
- Halo? -powtórzyłam do telefonu.
-Ee...Stephie? Moge prosić Jorge? - usłyszałam głos Tini.
-Jorge jest teraz w łazience. Przekazać mu coś?
- Ee...nie, nie trzeba,zadzwonie później. Cześć.
- Czekaj! Za co dziękowałaś Jorge dzisiaj?
- Za to, że mnie podwiózł do domu. Jorge ci mówił.
- To tyle? Coś ukrywasz. Coś się stało?
- Ja? J...ja n..nic nie ukrywam. Jorge mnie tylko podwiózł do domu, a potem pojechał do siebie.
- Kłamiesz! Jąkasz się! Kłamiesz! Mów co się wydarzyło!
Nagle ktoś mi wyrwał telefon z ręki.
- Co ty robisz Stephie?! Z kim rozmawiasz przez mój telefon? - spojrzał na wyświetlacz, popatrzył na mnie przerażającym wzrokiem i odezwał się do komórki - Przepraszam cię za Stephie. Pogadamy jutro. Dobranoc.
Rozłączył się. Znowu na mnie spojrzał.
- Co ty odwalasz?! Kto ci pozwolił odbierać mój telefon? To że jesteśmy razem nie znaczy, że musisz odbierać moje telefony! Mówiłem ci, że nic się nie wydarzyło , a ty musiałaś z nią gadać?! Myślałem, że mi ufasz.
- Ufam ci....
-Naprawdę? To dlaczego odebrałaś?
- Bo...bo ja...ch...chciałam tylko...
- Dowiedzieć się prawdy?
-N..nie to znaczy tak, ale nie...
- Widzisz? Sama się w tym gubisz. Gdybyś mi ufała,nie byłoby tej kłotni.
- Ale Jorge ja ci ufam, ja tylko...
- Idę spać. Dobranoc.
Odwrócił się i poszedł. Dlaczego tak się stało? Ja mu naprawdę ufam...ale ta sprawa mnie nadal męczy. Nie wierze że nic się nie stało. Coś tu jest nie tak...dowiem się o co tak naprawdę chodzi.

Tini
To było dziwne...naprawdę. Ale ja prawie się wygadałam! Jaka ja jestem głupia! Po co do niego dzwoniłam? Może ja go źle zinterpretowałam? A może coś sobie uroiłam w głowie? Jak Jorge odebrał to był wkurzony...ale na mnie czy na Stephie? Chyba na nią...ale musze go i tak przeprosić. Po co on przyjeżdżał do mnie? Nie musiał...mógł zostać w domu i oglądać mecz. A jednak przyjechał. Musze to sobie z nim wyjaśnić.

*Następny dzień*

Wstałam około 9:00 i od razu poczułam cudowny zapach....NALEŚNIKI! Jak ja kocham naleśniki! Najlepiej z białym serkiem albo nutellą. Pożeram je w całości hihi. Szybko ubrałam papcie i pobiegłam do jadalnii. Stół był już nakryty, a tata właśnie wnosił talerz pełen naleśników.
- Dzień dobry Tinita - powiedział ciepło - jak ci się spało? Dzisiaj twoje ulubione śniadanie.
- Cześć tato! Dobrze spałam i dziękuje za naleśniki! - przytuliłam go.
W tym momencie usłyszałam głośny huk. Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się śmieszny widok. Mój jakże kochany brat spadł ze schodów! Jedną noge miał na drugim stopniu, druga noga była jakoś dziwnie wygięta, ręce miał położone do przodu, a głowę opierał na ziemi. Gdyby się tak przyjrzeć to wygląda jakby całował podłogę. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Trzymałam się na brzuch i nie dałam rady mówić. Mój tata prawie upóścił talerz z naleśnikami, a mama wybiegła z kuchni. Wszscy w trójkę staliśmy (ja prawie leżałam) i śmialiśmy się z tego.
- Fran nic ci nie jest? - mówiłam wciąż się śmiejąc.
On wstał, otrzepał się i dumnie szedł w naszym kierunku. W tej właśnie chwili Fran zachaczył nogą o kabel od lampy, pociągnął ją, a lampa powoli leciała na ziemie. Fran chciał ją złapać, więc pochylił się, ale zamiast złapać lapmy to chwycił kwiatek stojący obok i runął z nim na ziemie. Lampa przewróciła się na dywan a mój brat leżał z kwiatkiem na brzuchu. Nawet nie wiecie jak to komicznie wyglądało! Teraz to już naprawdę nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Trzymając się za brzuch, położyłam się na ziemi i płakałam ze śmiechu. Mój tata jakimś cudem odłożył naleśniki, oparł się o ścianę i śmiał się tak jak ja. Mama za to stała ze ścierką i nie wiedziała czy się śmiać czy martwić o to, że jej ukochana lampa nie ma klosza. Gdybyście nas teraz zobaczyli, nie powiedzielibyście, że jesteśmy normalni....wyobraźcie sobie tą cała sytuacje: mój brat leży na podłodze tuląc kwiatek, a nogę ma  zaplątaną w kabel, ja turlam się ze śmiechu, tata opiera się o ścianę, a mama stoi zmartwiona ale zarazem rozbawiona. Trwało to chyba z 20 minut dopóki mama nie podeszła do Francisco i mu pomogła.
- Nic ci nie jest? - spytała kroskliwym głosem.
- Nie ,wszystko w porządku. Ale mam chyba rozbite kolano.
Mama pomogła mu wstać i zaprowadziła go do stołu. Ja już prawie opanowana usiadłam obok.
- Nic ci nie jest? - spytałam chichocząc.
- Co cię w tym śmieszy? Nic zabawnego w tym nie było!
- Było! Przyznaj, że było!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Troche było! Przyznaj!
- No dobra...może troszke.
I znowu zaczęliśmy się śmiać. Cały poranek minął mi we spaniałym humorze! Nic nie mogło mi go zepsuć! Nic!
Po południu weszłam na facebook'a żeby sprawdzić jakieś nowinki. Jak się okazało nic ciekawego nie było. Alba siedzi w basenie, Facu pojechał do UK, Ruggero i Cande są w USA. Nie żeby mnie to nie interesowało, tylko po prostu te zdjęcia już widziałam. Nagle usłyszałam dźwięk wiadomości. To Jorge do mnie napisał. No tak! Pewnie chce pogadać o wczoraj.

*Rozmowa*
Jorge : Hej.
Tini : Cześć.
Jorge: Przepraszam cię za wczoraj. Stephie odebrała mój telefon kiedy ja byłem w łazience. Nie chciałem żeby to się tak skończyło. Wiem, nie powiedziałem jej o wszystkim i nie powiem,nie chce żeby wiedziała. Proszę cię nic jej nie mów.
Tini : Dobrze, nie powiem. Ale czemu nie chcesz żeby znała prawdę? Czemu do mnie przyjechałeś? Mogłeś zostać i nic by się nie stało, nie byłoby całej tej akcji.
Jorge: Nie chce żeby wiedziała. Po prostu nie chce. Nie mogłem cię zostawić samą w takiej sytuacji. Siedziałabyś i jadła, płakała, jadła, płakała. Znam cię. A tak to chociaż trochę się pośmiałaś.
Tini: Tak to prawda...dziękuje ci za to. Naprawdę jeszcze raz dziękuje.
Jorge: Nie ma za co. Muszę kończyć, właśnie będę lecieć do Meksyku. Chce zobaczyć rodzinę. Wrócę dzień przed próbami jakby co. Do zobaczenia! :*
Tini: Papa :*

Jorge poleciał do Meksyku...ciekawe czy ze Stephie. Pogodzili się? Nie ważne! Zostało mi jeszcze kilka dni wolnego i musze je jakoś wykorzystać! Zadzwonie do Mechi i Caro czy mogą iść na zakupy. Trzeba zaszaleć!
Wzięłam telefon i szybko do nich zadzwoniłam. Już po 15 minutach latałyśmy po sklepach przymierzając 500 rzeczy na raz. Z jednego ze sklepów nas wyrzucili bo robiłyśmy za dużo hałasu. Ja tego nie rozumiem...my tylko sprzeczałyśmy się którą bluzke wziąć :zieloną z białym napisem czy biała z zielonym napisem. Ostatecznie nie wzięliśmy żadnej. Ten dzień minął mi strasznie szybko, ale cudownie! Nigdy jeszcze tak się nie bawiłam. Pojutrze jade z dziewczynami nad morze więc jutro będę się pakować. To będą moje najlepsze i najkrótsze wakacje życia!

-------------------------------------
Tak wiem ,kolejny krótki rozdział :( Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale nie miałam w ogóle weny. Nic mi nie przychodziło do głowy. Mam nadzieje, że się wam rozdział spodobał :* Komentujcie proszę! ❤

Komentujesz = Motywujesz!

5 komentarzy:

  1. Genialnie :* Tylko ja nie jestem za Jortini ale pomijajac ten fakt opowiadanie jest 10/10 :*****

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu się doczekałam xdd SUPER <33

    OdpowiedzUsuń
  3. super opowiadanie ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne <3 Czekam na kolejne ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne <3 Czekam na kolejne ;)

    OdpowiedzUsuń