Obudziłam się w swoim pokoju. Byłam przykryta kołdrą, a obok mnie leżał miś, którego dostałam od Jorge. Kiedy ja się tu znalazłam? Przecież zasnęłam w salonie. To zapewne sprawka Jorge. Muszę mu podziękować. Usiadłam na łóżku i wzięłam telefon do ręki. Była 10:37. Przydałoby się wstać i coś zjeść, a przede wszystkim ogarnąć salon, żeby rodzice nie zobaczyli co narobiłam. Ciekawe czy już wrócili. Zapewne nie, bo po takich imprezach wracają około 13. Ubrałam papcie i zeszłam na dół. Jak duże było moje zdziwienie gdy weszłam do salonu. Wszędzie było czysto. Ani jednej chusteczki, koca pod którym leżałam, kubków po herbacie, nic. Tak, jakby się tutaj nic nie stało. Jak ja mu się odwdzięcze? Będę musiała coś wymyślić, a na razie pójde coś zjeść. Przeszłam przez salon i otworzyłam drzwi od kuchni. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na stole leżał talerzyk z kanapkami , a obok mała karteczka. Jorge zrobił mi nawet śniadanie! Podeszłam do stolika i przeczytałam co mi napisał:
Do domu przyjechałem około 9:00. Stephie jeszcze nie było, więc postanowiłem, że troche upozoruje oglądanie meczu. Picie, wylałem do zlewu, chipsy troche rozsypałem po podłodze, a reszte wyrzuciłem do kosza na polu. No, teraz to wygląda jakbym oglądał mecz. Wystarczy przebrać się w inne ciuchy i zniszczyć fryzurę, żeby wyglądało, że niedawno wstałem. Szybko pobiegłem do sypialni, zabrałem ciuchy i poszedłem się umyć. Nie trwało to długo (brawa dla mnie! Zwykle zajmuje mi to 30min) . Schowałem ubrania z wczoraj do kosza z brudnami i skierowałem się do salonu. Gdy schodziłem po schodach ktoś wszedł do domu.
-Ooo! Jorge! Już nie śpisz? Nawet nie wiesz jak wspaniale było z dziewczynami! - opowiadała Stephie wchodząc do salonu - O! Widze, że mecz udany. Posprzątaj to kochanie proszę, nie chce siedzieć w takim brudzie.
- Jasne, już sprzątam - odpowiedziałem z "radością".
W tym czasie kiedy ja sprzątałe, Stephie pisała z dziewczynami sms. Nawet na minute nie oderwie się od komórki. Męczące to. Gdy już ogarnąłem salon postanowiłem iść na spacer...oczywiście nie sam.
-Poczekaj na mnie! Ide z tobą! - krzyknęła Stephie ubierając buty.
Szliśmy przez park nic nie mówiąc. Tak było często, ale już się przyzwyczaiłem. Zawsze gadamy o sprawach mało ważnych takich jak pogoda, czy jak było u jej przyjaciółek. Chciałbym zrobić coś nowego, innego,ale nie wiem co i nie mam z kim. Stephie nie zawsze podobają się moje pomysły.
-Stephie! Jorge! - zagle usłyszałem nasze imiona. Odwróciłem się. TINI?! Co ona tu robi?
-Cz...cześć - powiedziała zdyszana - przepraszam, że wam przeszkadzam w spacerze...
-Tak przeszkadzasz nam, właśnie rozmawialiśmy - odpowiedziała Stephie. Widać było, że nie lubi Tini.
-Domyślam się, ale chciałam przeprosić za wczoraj. Zapewne już o tym rozmawialiście, ale ja naprawdę przepraszam,nie chciałam żeby tak wyszło.
Co ona wyrabia?! Jak może to mówi przy Stephie?! Przecież zaraz sie wszystko wyda! Musze ją powstrzymać.
-Ależ nie ma za co Tini, to tylko zwykłe podwiezienie do domu,nic wielkiego.
W tym momencie zacząłem pokazywać Tini, żeby nie mówiła nic więcej. Chyba zrozumiała o co mi chodzi.
-Aaaa....ale i tak dziękuje Jorge.
- O czym ona mówi? - spytała poirytowana Stephie.
-Spokojnie, ja tylko podwiozłem Tini do domu. Była cała zapłakana. Ty nic nie wiesz? Tini i Peter nie są razem.